Jeśli dobrze pojmuję (bo chcę zrozumieć) poglądy tych, którzy boją się współczesnej Rosji, to ich rozumowanie składa się co najmniej z trzech elementów:
* w państwie tym (jakoby) zagnieździł się na stałe bakcyl ekspansjonizmu: ich zdaniem rządzący Rosją (w tym współczesną) są nieuleczalnie opętani potrzebą ekspansji zewnętrznej i owa ekspansja nie zna granic (stąd również zagrożenie dla Polski),
* najważniejszymi dowodami na istnienie tego bakcyla są lata 1917-1989, mimo że wtedy nawet formalnie nie było Rosji: było państwo zbudowane na importowanej z zachodu ideologii lewicowej „komunistycznej”, która przecież eksportował „ustrój sprawiedliwości społecznej” wymyślony przez zachodnich ideologów: wcześniej kosztował on życie co najmniej kilkanaście a może nawet kilkadziesiąt milinów Rosjan i innych narodów Rosji,
* mimo że nie ma już ani Związku Radzieckiego a Rosja jest wręcz państwem antykomunistycznym (a na pewno głęboko konserwatywnym i niechętnym lewicowym radykalizmom) z jakiś bliżej nienazwanych powodów jest ponoć programowo antypolska i jej nadrzędnym celem jest … właśnie: co chce ona zrobić z Polską: zająć? Uzależnić? Czy dołączyć do swojego państwa (okręgu kaliningradzkiego?). Do końca nie wiadomo.
W tego rodzaju bakcyle nie wierzę i trudno w nie uwierzyć (nie jestem politycznym wirusologiem), zwłaszcza że z ideologią komunistyczną ze Związkiem Radzieckim Rosjanie pożegnali się z własnej woli przed trzydziestu laty (definitywnie), mimo że samorozwiązanie tego państwa przyniosło nam przez co najmniej dziesięć lat (a nawet dużo dłużej – do dziś) niewyobrażalną katastrofę cywilizacyjną dla istotnej części ludności zamieszkującej do 1991 roku to państwo. Usamodzielnione przed trzydziestu laty państwa związkowe okazały się w istotnej części (w ogóle) nieprzygotowane do swojej suwerenności: przez wiele lat były rozkradane i niszczone przez obce i miejscowe oligarchie, oddając im prawie wszystko co miało jakąkolwiek wartość: zaczynając od przedsiębiorstw, kończąc na ludziach. Nas również nie ominęły te katastrofy, z których do dziś nie umiemy się podnieść: zadam tylko dwa pytania: gdzie się podziały nasze oszczędności zgromadzone przez obywateli do najazdu ekipy Balcerowicza oraz gdzie jest nasza flota morska i rybacka: do 1989 roku byliśmy przecież państwem morskim, dziś pod Polską banderą pływa tylko kilka statków pełnomorskich.
Skoro nie wierzymy w bakcyle (teza 1), a ideologiczny motyw ekspansji jest nieaktualny od trzydziestu lat (teza 2), to pozostaje tylko ustosunkować się do tezy trzeciej: po co Rosja miałaby podporządkować sobie Polskę? Mówiąc obrazowo nie ma tu wiele do zagrabienia, bo niewiele już do nas należy. Nie chcę być złośliwy, ale ile są warte blaszane budy, w których mieszczą się zachodnie hipermarkety? Po części przemysłu wyniszczonego przez politykę „radykalnej transformacji” pozostała tylko niemające jakiejkolwiek wartości tereny poindustrialne, a ta część, którą udało się uratować przed Balcerowiczem, jest w istotnej części w lepszych rękach, czyli „zachodnich”, czyli dużo silniejszych (również w relacjach z Rosją) właścicieli. Ta jego część, która pozostała w polskich, w tym również państwowych rękach, ma jeszcze wartość, ale wymaga w istotnej części tak dużych inwestycji (np. w energetyce), że ów zdobywca musiałby przyjść z workiem pieniędzy i angażować go w sumie w nie swoim interesie.
Przy okazji pragnę odnieść się do tezy polemisty wersji internetowej tej serii (Polska-Rosja szkice) [1], który twierdzi, że współczesne lata, czyli okres Trzeciej RP jest dużo większym sukcesem ekonomicznym niż ostatnie pięćdziesiąt lat Kongresówki (lata 1864-1915 od uwłaszczenia do zajęcia tych terenów przez Państwa Centralne – czyli dokładnie pięćdziesiąt jeden lat). Mimo że ówcześnie pseudopaństwo (formalnie wciąż istniało „Królestwo Polskie) było dużo mniejsze niż odziedziczone po okresie Polski Ludowej ziemie Trzeciej RP, to na tamtym tle nasz status ekonomiczny jest bardzo skromny.
Mała Kongresówka była jednym z najbardziej uprzemysłowionych regionów ówczesnej Europy. Polski przemysł włókienniczy, maszynowy, hutniczy, drzewny był potęgą: większość produkcji była eksportowana, był to przemysł na wskroś rynkowy, a ziemie te były terenami nieznanej od czasu renesansu misji inwestycyjnej: powstały nowe, wielkie miasta, zaludnione dzięki gigantycznemu wzrostowi demograficznemu, który przyniósł uwłaszczenie chłopstwa i zniesienie pańszczyzny. Kongresówka miała wysoki, dodatni bilans płatniczy, napływały tu wielkie kapitały; te, które dawał rozwijający się w najszybszym tempie w naszej historii przemysł, w większości były tu reinwestowane.
Czy możemy dziś w jakiejkolwiek sferze równać się z tamtymi latami? Oczywiście tylko w jednym: na poziomie życia większości obywateli: wtedy było więcej biedy, dziś jest jej dużo mniej. Ale warto przypomnieć, że w ówczesnych Niemczech czy w Wielkiej Brytanii występował wówczas podobny poziom ubóstwa tzw. mas pracujących, czyli pod tym względem porównania w czasie niewiele mówią. Wtedy byliśmy potęgą przemysłową i kapitałową: dziś jesteśmy ważnym, ale tylko dodatkiem do gospodarki niemieckiej, a na rynku rosyjskim nas po prostu nie ma.
Tyle dygresji. Sądzę, że jedynym celem „rosyjskiej agresji” na nasz kraj mógłby być odsunięty od władzy miejscowych rusofobów, ale to wręcz nieprawdopodobne, bo i tak rządzi tu kilka zagranicznych oligarchii („międzynarodowych koncernów”), które w razie czego dogadują się z każdym, również z Rosją, zwłaszcza że mogłoby być to dla nich furtką na jej rynki.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych