Czy Biden sprzeda Polskę Putinowi? Eksperci uważają, że obecne władze USA już poufnie negocjują z Moskwą na wiele tematów.

Kreml więzi Nawalnego, Łukaszenko przejmuje polski samolot Ryanaira i aresztuje opozycyjnego dziennikarza. W tym samym czasie prezydent USA anuluje sankcje na Nord Stream 2 i umawia się z rosyjskim przywódcą na spotkanie na szczycie.

Administracja prezydenta Joe Bidena zdaje się stawiać na kolejny „reset” (nowy początek) w relacjach z Moskwą. Na wstępie odpuszcza wszelki opór w kwestii dokończenia rurociągu Nord Stream 2 łączącego Rosję z Niemcami. Podobnie jak za kadencji poprzedniego prezydenta z Partii Demokratycznej Baracka Obamy, na ołtarzu zbliżenia z Moskwą i ochrony relacji z Niemcami, zdają się być składane więzi z takimi sojusznikami z NATO jak Polska czy kraje bałtyckie.

Cała rzecz została przeprowadzona zgodnie z regułami współczesnej, politycznej gry: przeciek do mediów, krótki czas na reakcje, oficjalne potwierdzenie. Zaczęło się od newsa doskonale zorientowanego w meandrach politycznego Waszyngtonu Jonathana Swana z portalu „Axios” w poprzedni wtorek. „Administracja prezydenta Bidena odstąpi od sankcji wobec firmy (i jej prezesa), która nadzoruje budowę rosyjskiego rurociągu Nord Stream 2 do Niemiec” – napisał reporter, powołując się na „dwa źródła” dysponujące wiedzą o decyzji. Według dziennikarza, Biały Dom „nie jest gotów poświęcić swych relacji z Niemcami ze względu na rurociąg”.

Przywrócić przewidywalność i stabilność…

Przeciek do prasy poszedł dlatego, że Departament Stanu miał właśnie przekazać Kongresowi obowiązkowy raport na temat sankcji, więc zamiast dawać opozycyjnym Republikanom szansę na krytykę, lepiej było „odpalić temat” samemu. I faktycznie, następnego dnia, w środę upubliczniono dokument, w którym amerykański resort spraw zagranicznych, tłumacząc się „względami bezpieczeństwa narodowego”, zniósł sankcje wobec firmy Nord Stream 2 AG oraz Matthiasa Warniga, jej szefa (bliskiego znajomego prezydenta Władimira Putina i niegdysiejszego – co podkreślono nawet w dokumencie – agenta służb specjalnych NRD).

Aby zachować pozory, pozostawiono sankcje wobec… kilku rosyjskich statków pomagających przy budowie. To dość ponury żart: do zakończenia budowy Nord Stream 2 zostało położenie jakichś stu kilometrów, które zapewne zostaną ukończone w ciągu 90 dni, kiedy spodziewany jest kolejny raport o sankcjach.

Wreszcie we wtorek 25 maja żadnych wątpliwości nie pozostawił sam prezydent, Joe Biden. Na pytanie korespondenta Polskiego Radia Marka Wałkuskiego podczas konferencji na trawniku przed Białym Domem, dlaczego dopuszcza do dokończenia budowy rurociągu Nord Stream 2, Biden powiedział: „Po pierwsze, bo jest niemal skończony. Byłem przeciwnikiem od samego początku, ale kiedy objąłem urząd był niemal skończony. Wprowadzanie sankcji teraz, byłoby przeciwskuteczne w świetle naszych relacji w Europie”. Prosto i dosadnie.

W ten sposób, w ciągu nieco ponad tygodnia otrzymaliśmy wykładnię jaką politykę będą prowadziły Stany Zjednoczone przynajmniej w ciągu najbliższych dwóch lat, do wyborów cząstkowych do Kongresu w listopadzie 2022 r. Administracja Bidena, dysponująca wsparciem większości Partii Demokratycznej w Izbie Reprezentantów i Senacie, wyraźnie stawia w Europie na Niemcy. I dodatkowo na kolejną próbę normalizacji stosunków z Rosją.

Prezydent Joe Biden podczas briefingu na północnym trawniku Białego Domu w kwietniu 2021. Fot. Drew Angerer/Getty Images

Nie sposób bowiem decyzji o braku sankcji nie łączyć z negocjacjami, jakie finalizowały się w tym samym czasie w sprawie szczytu Biden-Putin. Parę dni temu ustalono w końcu, że obaj prezydenci spotkają się 16 czerwca w Genewie. Jak powiedziała rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki, „przywódcy omówią pełną gamę pilnych zagadnień i będą chcieli przywrócić przewidywalność i stabilność w relacjach amerykańsko-rosyjskich”. Biorąc pod uwagę, że na spotkaniu szczególnie zależy lokatorowi Białego Domu, który chce się pochwalić jakimkolwiek sukcesem w polityce zagranicznej, możemy spodziewać się kolejnego, po tym z czasów prezydenta Baracka Obamy, „resetu” w relacjach USA z Rosją.

Niemcy ważniejsze

Działania administracji Bidena spotkały się z reakcją Republikanów, ale trudno ją uznać za coś więcej niż rutynową krytykę, do tego raczej symboliczną, bo – przy obecnym układzie sił w Kongresie – bez szans na mocniejsze wpływanie na rzeczywistość. „Administracja Bidena zgadza się na błędną niemiecką strategię, która da Putinowi kontrolę nad naszymi sojusznikami w Europie, ryzykując osłabienie globalnej pozycji Ameryki” – oświadczył w zeszłym tygodniu senator Kevin Cramer, który wraz z 13 republikańskimi kolegami złożył projekt ustawy przywracającej sankcje. Ale brak poparcia ze strony Demokratów w Senacie czyni go jedynie politycznym gestem.

Media głównego nurtu, tak kiedyś zajęte tropieniem wszelkich rzeczywistych i wyimaginowanych związków poprzedniego prezydenta, Donalda Trumpa z Rosją, a dzisiaj zredukowane do rodzaju nudnej stenografii z działań prezydenta Bidena, raczej nie wykazują wielkiego zainteresowania sprawami Nord Stream 2. Ot, kolejna dobra decyzja, skoro została podjęta przez „słuszną” administrację.

Wśród mediów głównego nurtu znaczenia decyzji Bidena dociekać zdaje się jedynie „Wall Street Journal”. Jego publicyści zastanawiali się co „Stany Zjednoczone dostały w zamian za tak wielkie ustępstwo?”, sugerując, że ta kwestia jest tylko częścią większych poufnych negocjacji.

Środowy komentarz WSJ zatytułowany został „Putin porwał Bidena na szczyt”, i tytuł ten nawiązuje do decyzji o rurociągu, ale też do przejęcia przez władze białoruskie samolotu Ryanair lecącego na Litwę i aresztowania na lotnisku w Mińsku niewygodnego dziennikarza. „Nie da się stwierdzić, czy Putin z Łukaszenką zostali ośmieleni przez zniesienie sankcji na Nord Stream 2. Decyzja przychodzi w czasie, gdy Putin więzi swego głośnego krytyka, Aleksieja Nawalnego (…) i można dostrzec, że entuzjazm Bidena do dobijania targów każe mu przymykać oczy na agresję ze strony sojuszników wrogich nam rządów. Wystarczy zobaczyć jak administracja Bidena kontynuuje starania o skłonienie Iranu do negocjacji ws. programu nuklearnego tuż po tym, jak sojusznik Teheranu, Hamas, prowadził 11-dniową wojnę przeciw Izraelowi”.

Co pozostanie po Trumpie?

Z wagi decyzji w sprawie rurociągu zdają sobie sprawę ludzie, którzy od lat zajmują się kwestiami strategicznymi i bezpieczeństwa. John Schindler – były oficer wywiadu i pracownik NSA (Narodowej Agencji Bezpieczeństwa), od lat wpływowy głos w kręgach zajmujących się zagadnieniami bezpieczeństwa państwa – zatytułował jedno z ostatnich wydań swojego płatnego, prowadzonego dla subskrybentów newslettera „Dlaczego Biden kłania się w pas Kremlowi?”

Autor – wielki krytyk prezydenta Trumpa – przyznaje że poprzednik Bidena, choć oskarżany był o powiązania z Rosją, nigdy by sobie na zniesienie sankcji nie pozwolił. Tymczasem „Nord Stream 2 jest kwintesencją prowadzonej przez Putina polityki z użyciem gazociągów, zmierzającej do podzielenia Zachodu. Berlińska klasa polityczna z kanclerz Angelą Merkel na czele uważa rurociąg za konieczność dla niemieckiej gospodarki, podczas gdy sojusznicy z NATO na wschód od Berlina – pod przywództwem Polski i krajów bałtyckich, widzą projekt jako strategiczną broń Rosji, służącą dzieleniu Sojuszu Północnoatlantyckiego i osłabieniu jego wspólnej obrony” – napisał Schindler w tekście, którego fragmenty, za zgodą autora, przytaczam.

I dalej: „Pomijając jego okropnie brzmiące powrzaskiwania, Trump miał co do zasady rację w swoich ostrych komentarzach o Niemcach. Polityczna elita Berlina, bez względu na partyjne podziały, jest głęboko finansowo uwikłana w kontakty z Kremlem, podczas gdy Bundeswehra jest uważana w kręgach NATO za żart, a nie armię po ćwierćwieczu niedofinansowania. Merkel nie zrobiła nic znaczącego, żeby to zmienić, pomimo dekady obietnic, że to uczyni. Wschodni sojusznicy NATO mają wątpliwości czy Niemcy ruszą im na pomoc w przypadku rosyjskiej agresji, i te wątpliwości opierają się na faktach” – pisze Schindler.

Dla ludzi obeznanych z tematem bezpieczeństwa w Europie, jest rzeczą oczywistą, że Niemcy – wielka polityczna siła nie tylko w Unii Europejskiej, ale także w NATO – gdy zostaną ostatecznie uzależnione energetycznie od Rosji, będą wpływały na dynamikę stosunków wewnątrz tych dwóch organizmów.

„Niemcy wyrzekły się paliw kopalnych i są teraz uzależnione od energii pochodzącej z Rosji, zwłaszcza gazu, co będzie ujawniać się zwłaszcza podczas zim. Biorąc pod uwagę, że cała niemiecka klasa polityczna stała się działem kadr dla Gazpromu i innych gigantów energetycznych z Rosji, jest to niebezpieczne dla NATO. Niemieckie uzależnienie od taniego gazu to broń energetyczna, której Moskwa może używać wobec Berlina i krajów sąsiednich, zwłaszcza w zimie” – uważa z kolei Gray Connolly, australijski analityk militarny, zajmujący się geopolityką. Trzeba przyznać, że wymyślone i używane przez niego określenie niemieckiej klasy politycznej jako „kuźni przyszłej kadry kierowniczej rosyjskich koncernów energetycznych” niezwykle trafnie oddaje rzeczywistość.

Gerhard Schröder (z prawej), w latach 1998–2005 kanclerz Niemiec. Po ustąpieniu ze stanowiska został przewodniczącym Rady Dyrektorów należącego do Gazpromu konsorcjum budującego Gazociąg Północny. Od 2017 szef Rady Dyrektorów w rosyjskim koncernie naftowym „Rosnieft”. Na zdjęciu: kanclerz Schröder goszczący prezydenta Putina w RFN w 2004 roku. Fot. Thomas Koehler-Pool/Getty Images

Bardzo zły pomysł

Gdyby decyzja o zniesieniu sankcji za Nord Stream 2 była jednostkowym gestem wobec Rosji, przyszłość nie rysowałaby się w tak ciemnych barwach. Ot, kolejny zwrot w polityce Stanów Zjednoczonych wobec Moskwy, po czterech latach oskarżania jej o niestworzone rzeczy przez Demokratów. A w przypadku sekretarza stanu Antony Blinkena dawka zwykłego na tym stanowisku cynizmu – przypomnijmy, że polityk ten, ubiegając się o stanowisko szefa dyplomacji, w czasie styczniowych przesłuchań w Senacie, deklarował: „jestem zdeterminowany, aby uczynić co w naszej mocy, aby zapobiec ukończeniu budowy” Nord Stream 2.

Mniejsza też o optykę, bo zapadła decyzja – jak pisze Schindler – „o podarowaniu Moskwie wielkiego, geostrategicznego prezentu zaraz po tym, jak zapowiedziało się wszystkim coś wręcz odwrotnego i niewiele ponad tydzień po tym, jak grupa hakerów, wszystko wskazuje, że z terenu Rosji właśnie, doprowadziła za pomocą cyberataku z żądaniem okupu do zamknięcia dużej części gazociągów na Wschodnim Wybrzeżu USA”.

Najpoważniejszy problem jest w tym, że może to być wstęp do „resetu” czyli nowego rozdania w stosunkach Stany Zjednoczone – Rosja. To Biden dążył do spotkania z Putinem, na co – jak podkreślają rosyjskie media – prezydent Rosji „się zgodził”. Znając metodologię działania Putina, to on będzie rozgrywał szczyt z pozycji siły a za wszelkie „sukcesy” i „przełomowe porozumienia”, przyjdzie Bidenowi słono zapłacić ustępstwami w obszarach, na których zależy Rosji. Jakich? Nie trzeba się specjalnie domyślać.

Złudzeń nie ma też John Schindler. „Administracja Bidena składa się w dużej mierze z ludzi prezydenta Obamy [Joe Biden przez osiem lat był wiceprezydentem w czasie prezydentury Baracka Obamy – przyp. red]. Ludzi, którzy przez dwie kadencje nie poznali się na Rosji, ciągle szli na ustępstwa Putinowi, co w efekcie skończyło się rokiem 2016, który przyniósł nam Trumpa. Chciałoby się wierzyć, że nauczyli się ze swoich bolesnych błędów, iż Rosja gra twardo, reaguje tylko na argument siły, ale prawdopodobnie tak się nie stało” – pisze.

I na koniec, niezbyt optymistyczna konkluzja analityka, że w tej sytuacji można jedynie spodziewać się „rosnących podziałów w NATO ws. Rosji” a także zwiększonej dawki wątpliwości, że administracja Bidena jest w stanie poprzeć czynami „przyjemnie brzmiące” zapowiedzi. „«Reset Numer Dwa» to bardzo zły pomysł, który Kreml wykorzysta na swoją korzyść na wielu frontach, podobnie jak to było z poprzednim «resetem»” – konkluduje Schindler. Dla Polski to niezbyt wesoła perspektywa.

Jeremi Zaborowski z Chicago

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here